![]() |
![]() |
![]() |
|
|
Południca Przyszła z tchnieniem, w kremowej sukience, w łanach zboża w upalne południe, bez ożogu, bez sierpa w swej ręce, włosy miała ogniste i cudne. Blade lica a usta różane, w złotych oczach bezwstydne spojrzenie, suknię lekko miała potarganą, bose stopy muskały o ziemię. Ptactwo z krzykiem ku niebu wzleciało, znikły barwne i białe motyle, rozebrała się, pocałowała, ręce lekko rzucając na szyję. Choć niewinną się zdała pieszczota, gorąc zaraz łaknącą wzbudziła, uśmiechnęła się, patrzyła słodko, z tym spojrzeniem się wdzięcznie wtopiła. Włosy miała w nieładzie uroczym, aż do kolan schodziły leniwie, rozmarzenie w dużych, pięknych oczach, zagłębiała się i podnosiła Jęk się oplótł z okrzykiem rozkoszy, zsunęła się, obok położyła, falowały łany żytnich kłosów, z szarobiałym, drżącym jeszcze wirem. Liczba czytań: 385 || Liczba głosów: 0 ![]()
|
Copyright © 2006 - 2018 PoemProject