![]() |
![]() |
![]() |
|
|
Do mojego M Zawsze gdy nie mogę oddychać Myślę sobie - czyja to wina Gdy oczy zamykam Nie jestem ślepa Widzę Jego (Bo prawda jest taka, że trafił swój na swego) Gdy słuchawki przykładam do ucha To po to by go posłuchać Gdy leżę rzucając się w malignie W żyłach za znieczulenie robi Jego imię W Jego ramionach jestem głucha na wszelki absurd Szept najdroższy porusza coś w moim sercu Niczym w gitarze akord Grożę, że z tęsknoty trafię do szpitala Jego sylwetkę potrafię rozpoznać już z dala Ciepły jak lato I dzięki mu za to Jest mi przypomnieniem Jak spotkałam przeznaczenie Jest moim słońcem I choć motyką nieraz go zdzielę Nie potrafię nazwać go wrogiem Czy też przyjacielem Idiota, baran - te słowa język powiela Ale tak naprawdę to sekret Poliszynela Wszystko co do Niego to z - Choćby ukrytą - Czułością Bo to on panuje nad moją radością Ogień pali się, żarzy, tli i prószy Zgasić go to jak pozwolić umrzeć mojej duszy Trochę to za ckliwe Lecz ile w tym prawdy Wie tylko ten kto powstrzyma wzgardy... Liczba czytań: 461 || Liczba głosów: 0 ![]()
|
Copyright © 2006 - 2019 PoemProject