![]() |
![]() |
![]() |
|
|
Dziewczę Pamiętam przyśnił mi się wiersz, przepiękny aż do końca, chciałem go ująć, chciałem wziąć umknął w promyku słońca. I nawet nie wiem o czym był, zgadywać tylko mogę, o lasach skrytych pośród wzgórz? O krystalicznej wodzie? Lecz obraz urokliwy ten, bezdźwięcznie mnie przyzywał, pobiegłem ciągnąc z sobą sen, leniwy i przedziwny. A wtedy zamiast pięciu wzgórz bagna zamajaczyły i wianek z ruty, bukiet róż, i zaraz się ukryły. Dobiegł, dziewczęcy słodki śmiech, postaci nie widziałem, poza nim frasobliwy szept, mokradło kołysało. Uciekłem mając w dłoniach świt, dziewczynę napotkałem, w jej włosach wianek z ruty lśnił, i bukiet tamten miała. – Czemu uciekasz? – Czemu gnasz? przede mną grzęzawicą, i naraz popłynęła łza, po bladym jej policzku. – Nie wracam w bagno gdy jest świt, a noc mnie nie wygania, dróg mych, ścieżynek nie zna nikt, wieczorów długich parnych. – Tam po bezdrożach hulał wiatr, skończyłam splatać wianek, przedziwny ptak na wierzbie siadł, na wierzbie rozczochranej. – A gdy zaśpiewał gęsta mgła dokoła wszystko skryła, i najpierw biegłam, później szłam i nago zatańczyłam. – Gdy suknię swą przywdziałam znów, to z róż dostrzegłam bukiet, uniosłam go w zachwycie słów, a znikąd nadszedł smutek. – Zrobiłam jeszcze jeden krok, ziemia się grząską stała i darmo wytężałam wzrok i darmo wierzba łkała. – Tonąc powoli jeszcze raz na słońce spojrzeć chciałam, i chociaż we łzach miałam twarz wyraźnie je ujrzałam. – I jak modlitwę cichy szept posłałam aż do nieba, i mgła zniknęła, upadł deszcz i zaszumiały drzewa. – Gdy położyłam bukiet róż to bagnu, trochę sobie, ujrzałam tęczę spoza wzgórz w piersi zamarły słowa. – I jeszcze tylko jedna myśl- -daleko rzucić wianek, ty go znalazłeś właśnie dziś lecz podnieść nie zechciałeś. Wtedy zniknęła, został sen, ten dziwny, niesłychany, zmienił się w romantyczny dzień, majaczył nad bagnami. Liczba czytań: 618 || Liczba głosów: 0 ![]()
|
Copyright © 2006 - 2021 PoemProject