![]() |
![]() |
![]() |
|
|
Myśli brutalnie przerwane. Lodowaty oddech śmierci Przylgnął mi do twarzy Widzę też u moich braci Czysta śmierć bez skazy. Jeszcze siedzi spokój Ale zaraz się zacznie Rozkaz marszu w bój Aż szlag wroga trzaśnie. Strach do mnie nie doszedł, Zgubiłem go w innym miejscu, Już dawno temu odszedł Z tyloma grzechami na sercu. Zaczęło się to bardzo dawno Z piętnaście lat temu, Gdy z kolegą się kradło Dosłownie wszystko, co popadło. Pewnego razu nam się trafił Tygodniowy utarg ze sklepu Kolega to wszystko schrzanił Nie oddając połowy łupu. Nie mogłem na to patrzeć Słabymi oczami ministranta Musiałem w przepaść skoczyć Zabijając przybranego brata. Należało, więc uciec daleko Pomógł mi w tym inny kolega Lecz już raz otworzone wieko Gasi ostatnie światło sumienia. Ucieczka stanęła w Berlinie, I siedząc na kawiarnianym tarasie O przewidzianej karze i mojej winie Przeczytałem w porannej prasie. Kolega wyszedł z propozycją Chodziło tu o jakiegoś brudasa Musiałem zrobić to z precyzją Żywcem spalić młodego Turasa. Nagle stanąłem jak lis w nagonce, Szukały mnie dwie grupy, Turecka rodzina i psy gończe, Uciekając zostawiałem trupy. Dostałem paszport fałszywy I pieniądze na żarcie i bilet Bóg wysłuchał mojej modlitwy Nie obdarli mnie ze skóry jak filet. Jadąc w pociągu do Sarajewa Tylko tam mnie nikt nie szukał Tam żadnej winy nikt już nie miał Tylko diabeł do okna pukał. Spisali fałszywe nazwisko Z fałszywego paszportu Obóz wyglądał jak mrowisko Jak trzeci świat z importu. Tutaj wszystko było legalne Mogłem robić to bez umiaru Wszystkie krzywdy moralne Za tysiąc pięćset dolarów. Nagle wybuch i rozkaz ataku Przerwał moje rozpamiętywanie Teraz jestem tutaj w tym statku Myśli brutalnie przerwane. Liczba czytań: 1485 || Liczba głosów: 0 ![]()
|
Copyright © 2006 - 2018 PoemProject