![]() |
![]() |
![]() |
|
|
człowiek potyka się o kamienie oskarżając je o podłożenie nogi hoduje zwierzęta dla mięsa zapominając, że też są żywe; tak samo jak on sam łyka tabletki na uspokojenie a raczej na strach: który sam wytworzył, a wiedz, że nie łatwo zranić siebie połyskuje złotem, jedynym skarbem który kiedykolwiek zdobył wiedza, której nie ma pochodzi z miłości bo miłość daje ci wiedzę, że ktoś potrzebuje miłości sennym krokiem zachodzi do pracy do której go przyzwyczaili do kościoła, w którym wyznaje papierowe dogmaty przechadza się po łąkach ciesząc i odstresowując się a później wraca do planu 9-17 bo myśli, że to konieczność: gdyby uwięziliby go na łące, pomyślałby inaczej tłum na szaro-ciemno-czarnych ulicach my wśród nich, my kolorowi rozumiejący patrzą się na nas dziwnie – bo ich widzimy ten tu, ten pan na wysokim fotelu chyba kiedyś był gdzie indziej, gdzieś poza biurem, z którego przestał się śmiać (kiedyś czyścił buty, z całą swoją nadgorliwością, kiedyś był też dzieckiem, tym, które lubi podziwiać widoki) kupuje te ładnie opakowane jedzenie je i potem przesiaduje ... przekazując je dalej to na pięknym ciele pozostałość po czymś miasta poskładane ze szkła i betonu telewizor, koncert, dyskoteka brązowe biurko, zielona tablica wyliczanka – przymioty tego, o kim cały czas mowa a który nie jest nawet tego świadomy zapytaj o prawdziwość napotkanej osoby wyśmieje cię, ponieważ za nią goni a ona jest w niej i jest w namalowanym sercu ludzie pochodzący z lustra oni założyli żelazne koszule poganiając mówionym batem tych, którzy sami chcieli by bata użyć tłumacząc się, że im wolno spotykają chwilę za chwilą kogoś, kto pragnie są tym, czego się boją to my pragnący naszej miłości Liczba czytań: 1477 || Liczba głosów: 0 ![]()
|
Copyright © 2006 - 2019 PoemProject